Może nie zawsze muszę nurkować głęboko i szukać prawdy objawionej? Może chciałabym pod kocem z kubkiem herbaty czytać coś lżejszego? Czy właśnie przeczytałam “Dom nad rozlewiskiem” bis?
Młode wydawnictwo Skarabeusz pochwaliło się, że zaczyna swoją przygodę z wydawaniem książek powieścią Eweliny Matuszkiewicz “Biały latawiec”. Poleciałam na okładkę. No trudno, wzrokowcy już tak mają. Doceniam jednak coraz bardziej wydawców, którzy odchodzą od paskudnych okładek i szukają swojego na nie pomysłu. Projektem tej konkretnej okładki zajęła się Agata Muszalska. Ładna prawda?
Tak, chciałabym czytać wyłącznie powieści godne, mądre, wartościowe, przełomowe, które mnie wbiją w fotel, nie będę mogła po ich przeczytaniu spać i wszystkim będę je polecać. Albo tylko Noblistów. Chciałabym. A może nawet jako krytyczka czy recenzentka z prawdziwego zdarzenia, mogłabym. Miałabym czas, byłaby to moja praca. Tymczasem podobnie jak wszyscy ludzie na ziemi, czytam po pracy (lub przed, co jest już lekkim zboczeniem) i jak mi szare, styrane komórki mózgowe odmawiają posłuszeństwa wieczorem lub w sobotni wieczór, to ja odmawiam czytania. Bezceremonialnie odpalam Netflixa i znikam na godziny, mimo że uwielbiam czytać. Kiedy sięgnęłam po “Białego latawca” przełomu nie było, świat nie zadrżał w posadach, ale ja zamiast serialu lub gapienia się w komputer przeczytałam powieść, która trochę przypomniała mi, jak będąc dziewczyną zaczytywałam się w Chmielewskiej. I wiecie co, spędziłam dwa przyjemne wieczory z książką, którą teraz dam mojej mamie do czytania i pewnie z nią o niej pogadam. Niech sobie zamiast serialu też przeczyta.
“Biały latawiec” to trochę powieść, trochę kryminał. Kozienice – tajemnica dziadka Staszka (czy nawet legendarnego dziadkowego skarbu), wnuczka, która wraca na stare śmieci i chce zacząć życie od nowa. Tak w skrócie. Ewelinie Matuszkiewicz udało się stworzyć książkę, która na pozór lekka i przyjemna, przemyca ważne treści, niełatwą historię i wstyd za tych, którzy w czasach wielkich życiowych wyborów i wojennej zawieruchy, nie popisali się. Inaczej patrzy się na historię z kartek podręcznika, a inaczej z perspektywy zwykłych ludzi z Kozienic, których losy odkrywają wnuki.
Jeżeli szukacie lekkiej książki, która nie okaże się żenującym romansidłem, to “Biały latawiec” może Wam się spodobać.

Ewelina Matuszkiewicz “Biały latawiec”
Wydawnictwo Skarabeusz, 2018