Moja przyjaciółka ma powiedzenie, którym kwituje serie plotek o rodzinnych problemach naszych znajomych – ‘co chatka to zagadka’. Dokładnie tak samo można podsumować ‘Dysforię’ Marcina Kołodziejczyka. Każdy rozdział to jak podglądanie czyjejś chatki, ukrywającej albo jakiegoś trupa w szafie, albo śmierdzącego śledzia w lodówce.
Plejada bohaterów jak na Wyścigach Konnych na Służewcu. Wszyscy tu są. Gnieżdżą się w tych rozdziałach, jak w 17stce dojeżdżającej na Mordor w godzinach szczytu. Jadą wiec słoiki, lemingi, hipsterzy, single, nieszczęśliwi kochankowie, przedstawiciele rodzin rozbitych i rodzin, które trwają pomimo. Po drodze dosiada się jeszcze stara Warszawa – bohaterowie powstania warszawskiego, emeryci, cinkciarze, pijaczki, taksówkarze.
‘Dysforia’ jest jak Pudelek, tylko zamiast celebrytów są zwykli ludzie. Kołodziejczyk niczym reporter-paparazzi demaskuje absolutnie wszystkich. Nie ma pozytywnych bohaterów – każdy jest śmieszny i mieszczański. To trochę jak podglądanie sąsiadów i jak obgadywanie znajomych. Nikt nie wypada dobrze. Bez trudu też dopasujesz do siebie lub swoich znajomych jednego z podglądanych antybohaterów i lekko się zapąsowisz, bo to nie będzie sympatyczne przeżycie.
Mam jednak jakiś niedosyt. Trochę to wszystko zbyt powierzchowne. Zbyt nieważne te problemy i zbyt papierowi bohaterowie. Jacyś ludzie, w jakiś domach, z jakimiś problemami. Nie ma tragedii, nie ma kontrowersji. Jest codzienność.

Marcin Kołodziejczyk, Dysforia. Przypadki mieszczan polskich
Wydawnictwo Wielka Litera, 2015
Podglądanie mieszkańców dużego miasta, najprawdopodobniej Warszawy. Gorzko, ironicznie i bez taryfy ulgowej dla ludzkiej głupoty, nowomodnych zwyczajów i lokalnych pseudopatriotów. Plejada wszelkich typów zamieszkujących polskie miasta, w których z łatwością odnaleźć można siebie, swoich znajomych lub kolegów z pracy.
Ocena Booklove: mieszane uczucia (Yyyy)