Elegancka i wzruszająca powieść o II Wojnie Światowej, której nie warto przegapić. Ostatecznie to Pulitzer 2015.
Dlaczego elegancka? To przez formę, która od pierwszych stron narzuca tempo i narrację. Krótkie, kilkustronicowe rozdziały ograniczają wydarzenia z życia bohaterów. Powieść nie rozlewa się na boki, jest spójna i konkretna. Bohaterów głównych jest dwoje. Mała Marie Laurie i mały Werner Pfenning. Urodzeni po dwóch stronach barykady, dorastający w okrutnych czasach i pokaleczonych rodzinach. W książce dostają rozdziały na przemian.
Marie- Laurie to niezwykle cierpliwa i bystra dziewczynka, które nie tylko traci mamę, ale też wzrok, a Warner wychowanek niemieckiego sierocińca, wyrabia w sobie ciekawość świata, która prowadzi go do Wermachtu. Obserwujemy ich równolegle, wchodzimy w ich światy w tym samym czasie i płynie z nurtem.
Czytając miałam wrażenie, że czytam bajkę. Taką bajkę dla dorosłych, których na pewno nie skończy się dobrze. Nasi bohaterowie dorastają, ich problemy dorastają razem z nimi. Świat staje się szalenie okrutny, a oni starają się w nim przetrwać. Nie mają wpływu na swoje życie, nie dokonują wyborów, jakby bieg historii za nich podejmował decyzję. Pozostaje w nich jednak jakaś stałość, niezłomność, może właśnie tytułowe światło.
„Światło, którego nie widać” to nie do końca moja bajka (trochę zbyt przewidywalna i dosłowna), choć przyznam, że przeczytałam prawie jednym tchem. Już dawno miałam w ręku tak dopracowanej powieści, zamkniętej całości, która do mnie przemawia. Mówi detalami, postaciami, wojennym tłem. Ma wartką akcję, przez co niełatwo ją porzucić. Za to łatwo niespodziewanie się rozbeczeć i wpaść w zadumę – mamy tyle szczęścia, ile sami potrafimy unieść. Nam dziś nie zagrażają rzeczy, na które nie mamy wpływy, a światło każdy musi zobaczyć w sobie sam. Koniec kropka.
Anthony Doerr „Światło, którego nie widać”
Wydawnictwo Czarna Owca 2015
Piszesz, że to nie do końca Twoja bajka – dla mnie ta książka była największym roczarowaniem zeszłego roku, potwornie mnie wynudziła 🙂 Do tego stopnia, że jej nie skończyłam. Zawsze zadziwia mnie to, jak różny może być odbiór tej samej powieści (powieści obiektywnie rzecz biorąc dobrze napisanej)- od zachwytów (zdecydowana większość), przez umiarkowane opinie, po zupełne rozminięcie się z autorem 🙂
Na tym to właśnie polega. Książki czytamy i przepuszczamy przez siebie. I tu zaczyna się zabawa Dla mnie była zbyt oczywista, ale czytało się ją bardzo dobrze.