“Rówieśniczki” Katarzyny Tubylewicz to było coś, czy “Ostatnia powieść Marcela” okazała się równie dobra?
Wypalony, zblazowany i cyniczny autor bestsellerów – Marcel i prowincjonalna piękność – Hanna, która bez pomysłu i z impetem wpada do Warszawy. Sami przyznacie, że to mieszanka wybuchowa i dobry start do historii.
Tubylewicz jak zawsze kreśli trafnie i dowcipnie polską rzeczywistości, która czasem kole w oczy. Za to cenię ją zresztą najbardziej. Wychwytuje z naszej polskiej mentalności to, co najlepsze (albo najgorsze), wyciska jak cytrynę i wtłacza w swoich bohaterów.

Jest zatem warszawska blaza, jest małomiasteczkowy marazm. Jest rodzina z dużego miasta, która choć kulturalna, nie przepada za sobą. Jest rodzina z małego miasta ze złamanym sercem (jednym wielki), którą pokiereszowała emigracja i walka o lepsze jutro. Wszystko to Tubylewicz bardzo zgarbnie kreśli, dodając inteligentny humor i ironię.
Czytałam i odnajdywałam w tej książkę niezwykłą siłę kobiet. To ogromny atut tej powieści, że schowane za napuszonymi facetami, odnajdują swoją drogę i dość bezkompromisowo walczą o swoje miejsce w świecie. To wojowniczki ukryte, które po cichu dokonują rewolucji. Nie zobaczymy ich w pierwszym rzędzie na Manifie.
Niestety czegoś zabrakło mi w tej powieści. Końcówka mnie zawiodła i mimo, że książkę czyta się dobrze, czułam jakiś niedosyt, pękniętą strunę. Szkoda, bo “Rówieśniczki” cały czas odbijają się echem w mojej głowie. O “Ostatniej powieści Marcela” pewnie szybko zapomnę. Niestety.
Nasza subiektywna skala: 3- Jak nie masz nic lepszego pod ręką (Eeeeee)

Katarzyna Tubylewicz
“Ostatnia powieść Marcela”
(Wielka Litera, 2016)